Skip to content

COP25 można nazwać szczytem paraliżu decyzyjnego i egoizmu. Światowym przywódcom nie udało się wysłać z Madrytu silnego sygnału, że traktują poważnie dramatyczne ostrzeżenia płynące ze świata nauki i wezwanie do działania wyraźnie rozbrzmiewające ze strony społeczeństwa. Najwięksi emitenci, w tym najbogatsze państwa rozwinięte, wykorzystywały wszelkie możliwe chwyty, by wywinąć się od realizacji zobowiązań i pomagania najbardziej narażonym na skutki zmiany klimatu.

Obserwując spory na tegorocznym COP25 i próby wycofywania się ze zobowiązań przyjętych w Porozumieniu paryskim, wielu obserwatorów odczuwało głębokie rozczarowanie, niepokój i smutek. – Teraz, kiedy skutki kryzysu klimatycznego w coraz większym stopniu nas dotykają, wnioski w kolejnych raportach naukowych stają się coraz bardziej alarmujące, a obawy o własną przyszłość wyciągają setki tysięcy dzieci na ulice miast całego świata, widzimy, że politycy nie rozumieją ogromu odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa. Nie rozumieją, że czerpanie zysków z paliw kopalnych nie może być ważniejsze od zdrowia i życia ludzi – komentuje Urszula Stefanowicz z Polskiego Klubu Ekologicznego Okręgu Mazowieckiego, ekspertka Koalicji Klimatycznej.

Rządy państw należących do największych emitentów, takich jak USA, Brazylia, Arabia Saudyjska i Australia, podążają niebezpieczną ścieżką, podważając międzynarodowe wysiłki mające ochronić nas wszystkich. Jednocześnie kraje najsłabiej rozwinięte i wyspiarskie, najbardziej narażone na skutki kryzysu klimatycznego, przemawiały jednym głosem, żądając funduszy na pokrycie rosnących strat i szkód, ale nie uzyskały wiele. Dyskusje w tej sprawie będą kontynuowanie na kolejnym szczycie.

Unia Europejska powtórzyła podczas COP25 swoje zobowiązanie do pozostania w Koalicji na rzecz Wysokiej Ambicji – grupie krajów, które zapowiedziały przedstawienie nowego celu klimatycznego na 2030 w pierwszym kwartale 2020 roku. Jednak z pewnością nie pomógł jej w negocjacjach brak jednomyślności w sprawie przyjęcia celu neutralności klimatycznej do 2050 roku. Postawa rządu polskiego zmniejszyła wiarygodność Unii na forum międzynarodowym. Jeśli UE faktycznie chce pełnić rolę światowego lidera działań na rzecz ochrony klimatu, powinna podnieść cel na 2030 rok do poziomu odpowiadającego wskazaniom nauki.  Ułatwi nam to przekonywanie innych dużych emitentów do podniesienia celów i zwiększy szanse na to, że kolejny COP26 zakończy się lepiej niż tegoroczny.

Zasady wdrażania artykułu 6 Porozumienia paryskiego, dotyczącego funkcjonowania rynku handlu emisjami, były jednym z priorytetów podczas COP25, ponieważ był to najważniejszy z obszarów wytycznych do wdrażania Porozumienia paryskiego, dla których nie udało się wypracować konsensusu podczas COP24 w Katowicach. Niestety rozmowy nie dały efektów oczekiwanych przez państwa najbardziej narażone na skutki zmiany klimatu i stronę społeczną. Spory dotyczące zapewnienia integralności środowiskowej systemu, w tym wykluczenia podwójnego liczenia, niedopuszczenia do przeniesienia do Porozumienia paryskiego uprawnień ze starego systemu oraz wdrożenia zabezpieczeń społecznych i środowiskowych, trwały do ostatniej chwili, lecz do porozumienia nie doszło. Oznacza to, że strony będą musiały powrócić do uzgadniania tego tematu na COP26 w Glasgow w przyszłym roku. A przecież te kwestie nie powinny budzić niczyich wątpliwości, jeżeli chcemy, by system przyśpieszał redukcję emisji gazów cieplarnianych, a nie ją spowalniał.

Symboliczny postęp odnotowano w kwestii finansowania. Rząd Belgii zobowiązał się do zwiększenia swojego wkładu do Zielonego Funduszu Klimatycznego do 100 milionów euro. Oczekujemy też podwojenia wkładów przez inne kraje europejskie, w tym Włochy, Hiszpanię, Holandię i Austrię. Ponadto Niemcy, Szwajcaria, Norwegia, Belgia i Irlandia, a także po raz pierwszy Polska, wniosły wkłady do Funduszu Adaptacyjnego. Doceniając te wkłady należy jednak pamiętać, że do skutecznego ograniczania emisji, działań adaptacyjnych oraz radzenia sobie ze stratami i szkodami powodowanymi przez zmianę klimatu potrzebne są środki znacznie większe od tego, co dotąd zebrano. Ponadto, jeśli nie ograniczymy emisji wystarczająco szybko, koszty adaptacji oraz strat i skód urosną tak bardzo, że nie damy już rady ich pokryć.

Ostatnie badania pokazują, że ryzyko przekroczenia punktów krytycznych i wystąpienia sprzężeń zwrotnych, które przyśpieszą zachodzące zmiany, gwałtownie rośnie. Możliwe, że niektóre już zostały przekroczone[1]. Wkraczamy teraz w „dekadę ambicji”. Mamy mniej niż 10 lat na przeprowadzenie głębokiej transformacji, do której potrzebna jest wola polityczna. Bez tego nie zatrzymamy globalnego wzrostu temperatury poniżej 1,5 stopnia Celsjusza.

Nie ma już czasu na chowanie głowy w piasek i skupianie się na własnych interesach. Ludzkość potrzebuje teraz odważnych przywódców, rozumiejących skale wyzwań, jakie przed nami stoją. Konieczne są głębokie systemowe zmiany. Rządy muszą przemyśleć i zmienić swoje podejście do ochrony klimatu. My, obywatele, też mamy ważną rolę do odegrania, bo musimy naszych decydentów do tej zmiany przekonać– prof. Zbigniew Karaczun z SGGW, ekspert Koalicji Klimatycznej.

Teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, jest niezwykle ważne, by ludzie na całym świecie wywierali nieustającą presję na rządy, by zaczęły postępować w odpowiedzialny sposób i wywiązywać się z obowiązku ochrony obywateli przed zagrożeniami. Nie mogą bez końca lekceważyć kryzysu, w jakim się znaleźliśmy.

 [1]https://www.nature.com/articles/d41586-019-03595-0

źródło: http://www.koalicjaklimatyczna.org/nie-tego-oczekuja-ludzie-slabe-wyniki-cop25