W ostatnich latach rośnie świadomość zagrożeń związanych z wszechobecnością chemikaliów, które zaburzają pracę układu hormonalnego…
Panie Profesorze, brał Pan udział w badaniach wpływu smogu na zdrowie ludzi na całym świecie, przez wiele lat był Pan również konsultantem Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Jak ocenia Pan zaangażowanie Polski w walkę o czyste powietrze przez pryzmat tych doświadczeń?
Dr hab. Michał Krzyżanowski: Mój aktywny udział w badaniach skończył się co prawda kilka dekad temu, ale na bieżąco zapoznaję się z wynikami tych, które są obecnie publikowane na świecie. Zaangażowanie Polski w te badania jest bardzo powierzchowne. Te wykonywane w kraju, o ile w ogóle są, bardzo słabo przebijają się do fachowych mediów medycznych o zasięgu globalnym. Nie widać polskich badań w magazynach lub literaturze medycznej. Wydaje mi się, że to efekt zaniedbań, które powstały przed dekadami. W czasie, gdy na świecie prowadzono szeroko zakrojone prace badawcze, w Polsce nie dostrzeżono takiej potrzeby. Zainteresowanie tym tematem ze strony agencji wspierających naukę w kraju było bardzo nikłe, nie było więc ekspertyz, a polscy naukowcy nie angażowali się w prace zespołów pracujących przy dużych międzynarodowych projektach. To właśnie badania o zasięgu międzynarodowym dają najszerszy obraz tego, jak smog wpływa na zdrowie.
A jak ocenia Pan stan powietrza w kraju? Kto “truje” u nas najbardziej?
MK: Polska jest niechlubnym europejskim liderem pod względem zanieczyszczenia powietrza. Problem ten szczególnie widać na południu kraju, ale de facto cała nasza populacja jest narażona na smog w stopniu, który powoduje szkody zdrowotne. Trzeba ograniczyć emisję zanieczyszczeń do atmosfery ze źródeł, które odgrywają największą rolę, a tych jest kilka. Na początek trzeba doprowadzić do eliminacji spalania węgla, który wykorzystuje się w gospodarstwach domowych, kotłowniach, instalacjach elektrycznych i przemysłowych. Odejście od spalania węgla jest podstawowym warunkiem na polepszenie jakości powietrza. Niestety, ostatni rok przyniósł na tym polu regres. Zahamowano na przykład proces eliminacji kotłów węglowych najgorszej kategorii w gospodarstwach domowych. Z drugiej strony jednak kryzys energetyczny sprzyja temu, byśmy odwracali się od spalania węgla. Miejmy nadzieję, że przyczyni się to do sytuacji, w której alternatywne źródła energii rzeczywiście wejdą szerokim strumieniem na rynek, a spalanie paliw stałych zostanie zredukowane do zera.
Innym poważnym emitentem zanieczyszczeń jest transport drogowy. Winna jest tu przede wszystkim duża liczba starych, źle utrzymywanych samochodów. Większość z nich wyposażona jest w stare silniki diesla, niespełniające nowych norm EURO, a ich właściciele nie dbają o układy wydechowe. To sprawia, że transport drogowy przyczynia się zarówno do dużej emisji drobnych pyłów, jak i dwutlenku azotu. Problem jest widoczny szczególnie w dużych miastach – i koniecznie trzeba się nim zająć.
Kolejnym, często pomijanym źródłem zanieczyszczenia powietrza jest też rolnictwo. Na przykład hodowla zwierząt lub uprawa roślin przyczyniają się do emisji gazów, które też oddziałują na zdrowie.
Chcąc ograniczać zanieczyszczenie powietrza, trzeba działać w kilku kierunkach jednocześnie. Nie można zamknąć jednego komina i uważać, że problem został załatwiony.
W jaki sposób zanieczyszczenia wpływają na zdrowie Polek i Polaków?
MK: Kiedy wdychamy to, co „serwują” nam lokalne kotłownie i transport, do naszych organizmów trafia mieszanka zanieczyszczeń, a przede wszystkim drobne pyły, które wchodząc do układu oddechowego przenikają do płuc, a stamtąd do układu krwionośnego. Są one za jego pośrednictwem roznoszone po całym ciele, do wszystkich organów, które ulegają stopniowemu uszkodzeniu.
Pyły przyspieszają różne procesy chorobowe i pogarszają stan zdrowia. Problemem jest jednak fakt, że zanieczyszczenia powietrza nie atakują jednego organu lub układu (np. oddechowego – nie działają jak np. wirus COVID-19, który powoduje konkretną chorobę). To unikalny czynnik chorobotwórczy, który przekłada się na różne schorzenia w całym organizmie.
Smog wpływa na przykład na schorzenia układu krążenia i przyspiesza procesy chorobowe w różnych układach. Policzono, że od 14 do 19 procent śmiertelnych przypadków zawałów, wylewów krwi do mózgu, chorób zapalnych układu oddechowego spowodowanych jest przez zanieczyszczenie powietrza. To dane dotyczące najcięższych przypadków, więc skala problemu jest dużo szersza. Stanowi to ogromne obciążenie dla społeczeństwa i służby zdrowia. Zanieczyszczenie powietrza szczególnie mocno wpływa na zdrowie kobiet w ciąży oraz małych dzieci.
Skoro mówimy o dzieciach, chciałbym zapytać o badanie NeuroSmog, w którym pełni Pan rolę konsultanta. Międzynarodowy zespół naukowców pod kierownictwem dra hab. Marcina Szweda, prof. UJ sprawdza, czy istnieje związek między zanieczyszczeniem powietrza a zmianami w mózgu u dzieci w wieku szkolnym. Może Pan powiedzieć coś więcej o tym badaniu? Czy są już jakieś wnioski z nim związane?
MK: Projekt rozpoczął się 3 lata temu w warunkach pandemii. Jego głównym celem jest poznanie związku między autyzmem i różnymi jego cechami a zanieczyszczeniem powietrza. W badaniu udział wzięło ponad 600 losowo wybranych dzieci z południa Polski. Mieszkały w różnych warunkach, a ich narażenie na zanieczyszczenia powietrza było różne. Sposób zbierania danych był bardzo szczegółowy – począwszy od ankiet, a skończywszy na skanach mózgu. Ten proces zakończyliśmy jesienią ubiegłego roku, a materiał jest obecnie analizowany. Na chwilę obecną można powiedzieć, że są pewne „sygnały” wskazujące na powiązania pomiędzy zachowaniem dzieci a ekspozycją na zanieczyszczenia powietrza. Na dokładne wyniki trzeba będzie jednak poczekać. Projekt, przynajmniej teoretycznie, kończy się pod koniec 2023 roku. Bierze w nim udział międzynarodowa grupa naukowców zgromadzonych wokół Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mamy nadzieję, że dzięki badaniom uda się też powołać ośrodek, który w przyszłości będzie mógł podejmować się badań epidemiologicznych nad wpływem zanieczyszczeń powietrza na zdrowie. A to temat stosunkowo nowy, ale bardzo obszerny i przebijający się w dyskusjach społecznych w ciągu ostatniej dekady.
Panie Profesorze, z racji zaangażowania w pracę badawczą i działania dla WHO posiada Pan bogatą wiedzę i szeroki horyzont. Czy uważa Pan, że istnieją na świecie sposoby walki z zanieczyszczeniem powietrza, które w łatwy sposób można przeszczepić na nasz krajowy grunt, na przykład w transporcie?
MK: Zacznę od tego, że świadomość polskiego społeczeństwa na temat wpływu jakości powietrza na zdrowie w ciągu ostatniej dekady bardzo wzrosła. Poziom wiedzy jest wręcz nieporównywalny z tym sprzed lat. Wynika to przede wszystkim z działań społecznych takich grup jak np. Polski Alarm Smogowy. Dziesięć lat temu aktywiści zaczęli mówić głośno o problemie, nosić maski i przebiło się to do świadomości społecznej. Dziś, przeglądając codzienną prasę, natrafiam na liczne publikacje o smogu, więc dostępność do informacji znacznie się poprawiła. Teraz świadomość tę należy poszerzać. Ludzie powinni zacząć się zastanawiać „co mogę jeszcze zrobić, by powietrze było czystsze? Czy mogę ogrzać swój dom w inny sposób, niż paląc węglem?”. To oczywiście dość trudne, szczególnie w sytuacji, gdy politycy mówią nam „palcie wszystkim, czym się da, może z wyjątkiem opon”, ale poszerzanie wiedzy i świadomości jest konieczne. To zaczyna się na poziomie społecznym, często lokalnym, tak jak miało to miejsce np. w Krakowie z organizacją Strefy Czystego Transportu. Podobny projekt na Mazowszu pokazuje, że ludzie chcą walczyć o swe prawa. To jest przykład rozwiązań, o które Pan pyta. W systemie demokratycznym to jednostki i poszczególne inicjatywy mają wpływ na władzę samorządową, a ta na władzę centralną i tak – teoretycznie – powinno to wyglądać. Społeczeństwo domaga się skutecznych rozwiązań na różnych szczeblach administracji lokalnej, regionalnej lub krajowej oraz podejmowania konkretnych działań przeciwko zanieczyszczeniom powietrza. Zawiązują się organizacje społeczne zabiegające o wprowadzenie stref czystego transportu czy walki z niską emisją. Tak wygląda to na przykład w Niemczech. Oczywiście wprowadzenie stref wiąże się z ograniczeniem ruchu dla właścicieli pojazdów niespełniających norm, ale jest to rozciągnięte w czasie. Poza tym w wielu miastach na Zachodzie samochodów używa się najczęściej do podróży poza ich granicami. Wewnątrz korzysta się z komunikacji zbiorowej.
Panie Profesorze, Światowa Organizacja Zdrowia po 15 latach zaktualizowała wytyczne dotyczące jakości powietrza, w większości znacznie je zaostrzając. Unia Europejska ma zamiar dopasować się do nich przez nowelizację tzw. dyrektywy CAFE. Kraje członkowskie Unii będą miały czas na dostosowanie się do nowych norm do 2030 roku. Czy Polska zdąży obniżyć poziomy emisji zanieczyszczeń do tego czasu?
MK: Trwa dyskusja nad projektem nowej dyrektywy. Został on wysłany do naszego rządu i do Parlamentu Europejskiego. Nasz rząd, gabinety pozostałych członków Unii i Parlament Europejski powinny wypowiedzieć się w najbliższym czasie na ten temat. Ustalanie szczegółów zapewne potrwa -warto przypomnieć, że poprzednia dyrektywa była dyskutowana przez kilka lat. Trzeba też zauważyć, że poziomy zawarte w nowej dyrektywie, owszem, są zmniejszone, ale wciąż nie do poziomów proponowanych przez WHO. Nie jest to rozwiązanie oczekiwane z punktu widzenia polityki zdrowotnej, jednak pozwala na osiągnięcie oczekiwanego poziomu w wyznaczonym czasie, przez znakomitą większość krajów Unii Europejskiej, w tym przez Polskę. Oczywiście stanie się tak, o ile obecnie obowiązujące prawodawstwo dotyczące redukcji emisji w ciągu następnych lat będzie nadal wdrażane. Zachętą dla rządu na kontynuację redukcji zanieczyszczeń powinny być fundusze unijne, które unia przeznaczy na transformację energetyczną.
Dziękuję za rozmowę.