Skip to content

Spaliny diesla zostały zakwalifikowane przez Światową Organizację Zdrowia jako bezpośrednia przyczyna raka płuca oraz prawdopodobna przyczyna nowotworów pęcherza moczowego. WHO zaleca ograniczenie kontaktu ze spalinami, które klasyfikowane są jako kolejny karcynogen. Dr n. med. Piotr Dąbrowiecki z Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, przewodniczący Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POCHP odpowiada na nasze pytania dotyczące tego paliwa.

Elżbieta Borek, Wirtualna Polska: Czy spaliny diesla rzeczywiście są takie niebezpieczne dla zdrowia? Czy naprawdę trzeba się ich bać? I jak sobie radzić w świecie opanowanym przez auta z silnikami dieslowskimi?
Dr n. med. Piotr Dąbrowiecki, Wojskowy Instytut Medyczny w Warszawie: Tu nie ma żądnych wątpliwości. Szkodliwość spalin diesla potwierdza nie tylko WHO, ale Europejska Organizacja na Rzecz Ochrony Środowiska i liczne światowe towarzystwa naukowe. Nie pozostawiają żadnych złudzeń: to jest czynnik szkodliwy. Wywołuje obniżenie odporności układu oddechowego, przewlekłe stany zapalne i rozwój tzw. diesel-astmy, czyli choroby, która pojawia się u osób często narażonych na wdychanie spalin diesla. Ci ostatni to m.in. mieszkańcy dużych miast, dzieci z przeszkoli i szkół, mieszczących się przy głównych ulicach lub parkingach. Wietrzenie pomieszczeń przez otwieranie okien może powodować objawy choroby. Dzieci częściej chorują, częściej mają problemy z układem oddechowym i zapadają na alergie.

Dotychczasowe regulacje skupiały się głównie na emisji CO2, jako parametrze decydującym o ekologiczności danego silnika. O szkodliwym wpływie na zdrowie spalin z silników dieslowskich mówi się od niedawna, czy nie tak?
Może rzeczywiście mówi się od niedawna, bo wcześniej nie był to temat medialny. Jednak problem znany jest już od wielu lat. My lekarze o czymś takim jak diesel-astma wiemy już od końca lat 90., temat ten pojawia się nawet często jako pytanie egzaminacyjne w ośrodkach alergologiczno-pulmonologicznych. Po aferze Volkswagena zaczęliśmy więcej o tym mówić, ale chyba najbardziej przebudził nas incydent smogowy z 2017 roku, kiedy okazało się, że w styczniu zmarło o 11 tysięcy więcej mieszkańców Polski niż w styczniu 2016. Tego nie można było zbagatelizować i zamieść pod dywan.

Dotychczasowe regulacje skupiały się głównie na emisji CO2, jako parametrze decydującym o ekologiczności danego silnika. O szkodliwym wpływie na zdrowie spalin z silników dieslowskich mówi się od niedawna, czy nie tak?
Może rzeczywiście mówi się od niedawna, bo wcześniej nie był to temat medialny. Jednak problem znany jest już od wielu lat. My lekarze o czymś takim jak diesel-astma wiemy już od końca lat 90., temat ten pojawia się nawet często jako pytanie egzaminacyjne w ośrodkach alergologiczno-pulmonologicznych. Po aferze Volkswagena zaczęliśmy więcej o tym mówić, ale chyba najbardziej przebudził nas incydent smogowy z 2017 roku, kiedy okazało się, że w styczniu zmarło o 11 tysięcy więcej mieszkańców Polski niż w styczniu 2016. Tego nie można było zbagatelizować i zamieść pod dywan.

Opinii publicznej przedstawiano dane dotyczące spalin z silników Diesla, pochodzące głównie od producentów pojazdów, z przeprowadzanych przez nich testów laboratoryjnych. Dziś wiemy, że te wyniki nie mają się nijak do tego, co emitują silniki wysokoprężne w rzeczywistych warunkach drogowych. Jak wyliczono, na badanych rynkach diesle wytworzyły w 2015 roku 13,2 mln ton tlenków azotu (NOx) – o 4,6 mln ton więcej niż zadeklarowane przez producentów na postawie testów laboratoryjnych 8,6 mln ton. Ale przecież nie tylko tlenki azotu są szkodliwe dla zdrowia. Co jeszcze nas truje?
Podczas spalania oleju napędowego w silniku diesla z rury wydechowej wydzielane są przede wszystkim niezwykle szkodliwe węglowodory aromatyczne, ale także m.in. PM 10, PM 2,5, czyli mieszanina cząstek zawieszonych w powietrzu, które zawierają różne niebezpieczne dla zdrowia składniki takie jak sadza, popioły, metale ciężkie. Ponieważ mają bardzo małą średnicę (ok. od 2 do 10 mikrometrów czyli 1/30 średnicy ludzkiego włosa), z łatwością przenikają do górnych i dolnych dróg oddechowych i jednocześnie stanowią poważne zagrożenie dla naszego zdrowia.
Jeszcze mniejszy jest pył zawieszony PM 2,5, dlatego swobodnie penetruje do każdej części układu oddechowego. Wzbudza stan zapalny, czyli odpowiedź immunologiczną organizmu na bodziec, powodując takie objawy jak obrzęk drzewa oskrzelowego, rumień, stan zapalny błony śluzowej, nadmiar wydzieliny.

Co więcej – taki pył zawieszony czy węglowodory aromatyczne mogą przestrajać układ immunologiczny, powodując, że odpowiedź układu immunologicznego jest słabsza – pacjent częściej łapie infekcje wirusowe, bakteryjne. Spalanie paliw płynnych w samochodach, w tym diesla, to także emisja tlenków azotu, tlenków siarki i ozonu. Tlenki azotu powodują przede wszystkim stan zapalny w układzie oddechowym. Nieżyt nosa, gardła, krtani, zatok, przewlekłe infekcje, ale również rozwój astmy oskrzelowej. To może dotknąć każdego z nas, naszych bliskich, naszej rodziny. Zaczynamy się zastanawiać, czym palić w piecu i czym jeździć.
No właśnie – czym jeździć? Polska zalana jest samochodami diesla, szczególnie starymi, sprowadzanymi z Niemiec za niewielkie pieniądze. Nie bardzo wierzę, żeby ich właściciele z własnej woli zrezygnowali – w imię zdrowia ogółu – z własnego komfortu.
Na pewno nie zrezygnują i trudno tego wymagać. Są dwa wyjścia: jeśli jesteśmy skazani na oddychanie zatrutym powietrzem i czujemy się źle, bez zwłoki należy pójść do lekarza i podjąć leczenie. Natomiast systemowo można interweniować, po prostu badając samochody, które wjeżdżają do Polski, pod kątem spalin, które wydostają się z rury wydechowej.
Czy to jest wykonalne?
Często słyszę to pytanie. Oczywiście jest wykonalne. Każdy samochód musi przejść badanie techniczne. Badamy zatem nowy – stary samochód, który chce wjechać na teren Polski, pod kątem tego, co wydostaje się z rury wydechowej. Jeśli ma wycięty katalizator albo filtr cząstek stałych, nie wpuszczamy go po prostu. Gdy właściciel, czy handlarz, będzie musiał dokupić tę część, a filtr kosztuje kilka tysięcy zł, to skończy się kupowanie złomu, którego Niemcy się pozbywają, a który u nas truje ludzi.

Koszty zdrowotne mogą być ogromne, bo diesle w Europie w ostatnich latach były bardzo modne i obłożone mniejszymi podatkami. Zdarzały się lata, że ponad połowa nowo rejestrowanych samochodów miała właśnie taki silnik.
Na świecie stosowane są rozwiązania takie, jak filtry cząstek stałych, które mają niwelować najbardziej szkodliwe zanieczyszczenia. Ale w polskich realiach okazują się nieskuteczne z powodu ich awaryjności i wysokiej ceny serwisu. Finansowo o wiele bardziej opłaca się usunąć filtr DPF. Takie same auta przywożone są z Niemiec – już z wyciętymi filtrami cząstek stałych. Szacuje się, że nawet 40 proc. samochodów z silnikiem diesla w Polsce może poruszać się z usuniętym filtrem cząstek stałych, co przekłada się na większą emisję zanieczyszczeń wywołujących choroby.
Rozmawiała Elżbieta Borek.
Wywiad ukazał się także wydaniu specjalnym październikowego „Świata Lekarza”.

źródło