Skip to content

Elektrownia Bełchatów emituje tyle dwutlenku węgla, ile 7 mln samochodów okrążających świat wzdłuż równika. Jeśli nie zatrzymamy tej emisji, czeka nas katastrofa.

ILONA JĘDRASIK: Termin ten oznacza eliminację antropogenicznej emisji dwutlenku węgla ze względu na jego szkodliwość dla klimatu. Dwutlenek węgla stanowi niemal 80 proc. emitowanych przez człowieka gazów cieplarnianych. A jako że powstaje głównie w wyniku spalania paliw kopalnych, to w praktyce mówimy o odchodzeniu od używania węgla, ropy i gazu jako podstawowych surowców energetycznych.

DOMINIKA WANTUCH: Podczas szczytu klimatycznego w Katowicach słowo „dekarbonizacja” padło z mównicy kilkanaście razy. Dekarbonizację rozpoczynają kolejne państwa Unii Europejskiej. Według głośnego raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC) jej rozpoczęcie jest niezbędne, jeśli chcemy zatrzymać globalne ocieplenie i wzrost temperatur na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza. Czym jest ­dekarbonizacja?

Jest inna droga niż odejście od węgla, by powstrzymać zmiany klimatyczne?

Nie ma. Węgiel odpowiada obecnie za 25 proc. światowej emisji dwutlenku węgla, a w Polsce za jedną trzecią. Oczywiście, biorąc pod uwagę emisje historyczne – od początku ery industrialnej – rola spalania węgla w zmianach klimatu jest znacznie większa. Węgiel jest też dwukrotnie bardziej emisyjny niż gaz i o jedną trzecią bardziej niż ropa. To nie oznacza, że nie musimy redukować innych paliw kopalnych. Jednak już rezygnując z węgla będziemy emitować znacznie mniej gazów cieplarnianych. Raport IPCC potwierdza, że węgiel jest największym trucicielem klimatu.

Tymczasem w Polsce dalej go wydobywamy, a polski rząd planuje otwieranie kolejnych kopalni.

To bardzo niepokojące, bo biorąc pod uwagę, ile dwutlenku węgla emitujemy na jedną kilowatogodzinę wytworzonej energii, Polska ma drugą najbardziej emisyjną energetykę w Unii Europejskiej. Więcej emisji mają tylko elektrownie w Estonii.

A Niemcy? Emitują więcej dwutlenku węgla niż Polska.

Ale są też większym państwem, z większą liczbą ludności i znacznie większą gospodarką. Ich emisja dwutlenku węgla na jednostkę wytworzonej energii jest – na szczęście dla klimatu – o ponad 30 proc. mniejsza.

Mamy też elektrownię, która jest największym trucicielem Europy.

Mowa o elektrowni Bełchatów. Ona jedna odpowiada za 10 proc. wytworzonych w Polsce gazów cieplarnianych. Niedawno wspólnie z naukowcami z portalu „Nauka o klimacie” porównaliśmy ilość emitowanego przez nią dwutlenku węgla do ilości gazów cieplarnianych pow­stających przy produkcji mięsa, którego hodowla i produkcja też wiąże się z emisją. Okazało się, że roczna emisja dwutlenku węgla z Bełchatowa – czyli ponad 37 mln ton – odpowiada spożyciu wołowiny przez Polaków przez 15 lat. Albo ilości dwutlenku węgla, jaką emituje dwie trzecie całego transportu w Polsce. Albo 7 mln samochodów okrążających Ziemię wzdłuż równika. Odkrywka bełchatowska jest podobno trzecim wytworem człowieka widzianym z Księżyca – obok ­Wielkiego Muru Chińskiego i kolei transsyberyjskiej.

„Wydobycie węgla brunatnego ze złoża Bełchatów jest źródłem emisji gazów cieplarnianych. Emisje metanu dodają do efektu ­cieplarnianego 900 tys. ton dwutlenku węgla” – czytamy w raporcie „Jaki węgiel dla Elektrowni Bełchatów?”, wydanym przez ClientEarth. Dr Michał Wilczyński pisze w nim, że jeśli elektrownia będzie się opierać tylko na złożu Szczerców, emisja rtęci do atmosfery wzrośnie o 5 ton rocznie, a ołowiu o 168 ton. Będzie to miało dramatyczny wpływ na nas i na nasz klimat.

Rzeczywiście, powinno nas niepokoić, że największa elektrownia w Europie za dwa lata będzie opalana dużo gorszej jakości paliwem. Wiemy, że zasoby węgla z jednego złoża w Bełchatowie wyczerpią się w 2020 r. W kolejnym do elektrowni Bełchatów będzie już dostarczany węgiel tylko ze złoża Szczerców. Przy obecnym wydobyciu około 2030 r. i tam skończą się zasoby. Jak zamierza sobie z tym poradzić elektrownia? Przesiedlić 3 tys. osób, wyburzyć 33 wsie i zbudować – a raczej: wydrążyć w ziemi – nową kopalnię odkrywkową koło Złoczewa.

Ostatnie raporty Polskiej Grupy Energetycznej wskazują, że nawet sam inwestor ma wątpliwości, czy to dobry pomysł – wobec narastającego sprzeciwu społecznego wobec węgla, braku stabilnej polityki energetycznej i dużych kosztów takiej inwestycji. Ta świadomość nie przeszkadza jednak w forsowaniu powstania inwestycji.

Dlaczego Złoczew może być nieopłacalny?

Po pierwsze, kopalnia będzie oddalona o 50 kilometrów w linii prostej od elektrowni.

Węgla brunatnego jako takiego się nie transportuje, bo nie pozwalają na to jego właściwości fizyczne. Dlatego na świecie kopalnie są oddalone od elektrowni maksymalnie o 20 kilometrów. Żeby transportować węgiel ze Złoczewa, konieczne będzie wybudowanie linii kolejowej. Co więcej, Złoczew byłby najgłębszą odkrywką węgla brunatnego w Polsce i jedyną, gdzie aby rozkruszyć skały, trzeba wykorzystać materiały wybuchowe, bo węgiel znajduje się na głębokości nawet ponad 3500 metrów.

Z czym jeszcze się to wiąże?

Węgiel brunatny jest najbrudniejszym paliwem kopalnym. Jest mniej kaloryczny niż węgiel kamienny i zawiera nawet trzykrotnie więcej rtęci. Jeśli chodzi o samo porównanie węgla brunatnego, to złoże Szczerców, choć jest oddalone od Bełchatowa tylko o 20 kilometrów, ma inne właściwości chemiczne. Jest w nim o 35 proc. więcej rtęci i ołowiu. Jest też bardziej zasiarczone i zawiera więcej popiołu. Ten popiół po spaleniu jest wrzucany na wielką hałdę i przy wietrznej pogodzie rozdmuchiwany na dziesiątki kilometrów. Złoże Złoczew będzie jeszcze bardziej zanieczyszczone, co oznacza większe koszty przy jego wykorzystaniu, bo np. potrzeba więcej filtrów.

Podsumowując ten wątek. Podczas gdy Unia Europejska mówi: „odchodzimy od węgla”, my planujemy wydanie setek milionów złotych na najbardziej szkodliwe paliwo?

Dokładnie tak.

Brzmi przerażająco.

Jeszcze bardziej powinny przerażać bezpośrednie skutki wpływu kopalni odkrywkowych na lokalne środowisko. W wyniku działalności odkrywki Złoczew wody gruntowe obniżą się na powierzchni nawet 800 kilometrów kwadratowych wokół kopalni. To odpowiednik dwóch trzecich powierzchni Łodzi. Czyli nie tylko zostaną zniszczone 33 wsie, ale na ogromnym obszarze będzie brakować wody. To oznacza ogromne konsekwencje dla okolicznych mieszkańców: pustynnienie regionu, a co za tym idzie pogorszenie warunków rolniczych, straty upraw, mniejsze przychody z rolnictwa. Dla wielu gospodarstw będzie to oznaczać koniec działalności. Budowanie odkrywki powoduje degradację gleb i zmniejszenie dostępności wody na kilkadziesiąt lat. Tego nie da się szybko naprawić.

Mówimy o skutkach działalności tylko jednej elektrowni węglowej. Ale przecież mamy ich znacznie więcej w Polsce. Co ich działalność oznacza dla klimatu?

Według rządowego dokumentu „Polityka ekologiczna państwa 2030” województwo łódzkie jest najbardziej zagrożone silnym pustynnieniem. Już dziś jego mieszkańcy odczuwają deficyt wody – komunikaty, by ograniczać zużywanie wody, powtarzają się w czasie upałów letnich od kilku lat. To zjawisko będzie się nasilać. Szacuje się, że na 90 proc. terytorium będą występować opady poniżej 400 mm rocznie.

Autorzy tego raportu piszą, że ocieplenie klimatu będzie skutkować ekstremalnymi zjawiskami w całej Polsce. Czekają nas fale upałów i mrozów, susze, powodzie, huragany i wichury.

Nie będziemy musieli czytać o tsunami w Azji czy suszy w Afryce, by zrozumieć, czym są zmiany klimatyczne.

Będziemy ich doświadczać w Polsce – np. suszy na Kujawach i równoległych powodzi w dolinach Warty i Wisły. Ekstremalnych trąb powietrznych i wichur możemy spodziewać się na północy Polski, w województwach mazowieckim i lubuskim. W Małopolsce czekają nas masowe ruchy ziemi i osuwiska.

Ekstremalne zjawiska mamy w Polsce już dziś. Niedawne wichury, wcześniej letnie susze. Wiosna, która zaczyna się w grudniu, a potem atak zimy z końcem kwietnia. Problem w tym, że nie łączymy często tych zjawisk ze zmianami klimatu.

To prawda. Za mało mówimy o przyczynach. O tym, że zmieniając temperaturę powietrza, podgrzewając oceany zmieniamy ciśnienie między prądami powietrza.

W zależności od tego, w jakim kierunku się ono zmieni, możemy mieć do czynienia albo z gwałtownymi zjawiskami pogodowymi, albo z pogodą długotrwale niezmienną, na przykład z trwającymi kilka tygodni upałami.

A 80 proc. gazów cieplarnianych stanowi dwutlenek węgla.

Gazy cieplarniane są w środowisku naturalne. To, że Ziemia jest ciepłą planetą, i że możliwe jest na niej życie, zawdzięczamy właśnie gazom cieplarnianym. Problem pojawia się, gdy naturalna równowaga zostaje zachwiana i ilość gazów wzrasta. Wtedy więcej promieni Słońca odbija się od warstwy gazów i wraca na Ziemię, ogrzewając ją coraz bardziej. I choć gazy cieplarniane, które powstały w wyniku działalności człowieka, stanowią zaledwie 3 proc. wszystkich gazów cieplarnianych, to samo to niewielkie zaburzenie powoduje zachwianie naturalnego systemu funkcjonowania Ziemi.

Zjawiska pogodowe są tylko jednym z nich. Kolejnym jest np. ocieplenie oceanów, które prowadzi do ich zakwaszania. W efekcie, za kilkadziesiąt lat wyginą skorupiaki, rafa koralowa zostanie zniszczona.

Konsekwencje odczujemy na naszym zdrowiu. Przybędzie np. kleszczy, co spowoduje zwiększenie przypadków boreliozy i kleszczowego zapalenia mózgu. Pojawią się nowe gatunki szkodników, będziemy musieli liczyć się z coraz częstszymi ostrzeżeniami dotyczącymi występowania sinic w Bałtyku, które już minionego lata zniszczyły urlop wielu Polakom. Pogorszą się warunki hodowli ziemniaka, który jest ważną częścią naszej gospodarki rolniczej. Okresowe przymrozki wiosną doprowadzą do tego, że będziemy mieć trudności z uprawą owoców sezonowych. No i oczywiście zanieczyszczone powietrze będzie wpływać na nasze zdrowie.

Za tę brudną energię będziemy musieli też dużo płacić, ponieważ wzrosną koszty emisji dwutlenku węgla, opłaty dla instalacji, które wytwarzają brudną energię. Te opłaty przemysł przerzuci na odbiorców. Grozi nam też, że dostaniemy mniej pieniędzy z Unii, ponieważ w następnej tzw. perspektywie finansowej aż 25 proc. funduszy strukturalnych będzie przeznaczone na ochronę klimatu. Czyli tylko na czystą energię.

Na zmianę myślenia i działania nie mamy zbyt wiele czasu.

IPCC wspomina o roku 2030. Polska na razie w ogóle nie zakłada dekarbonizacji. Politycy powtarzają, że jest niemożliwa, bo 80 proc. produkowanej u nas energii pochodzi z węgla. Ale to nieprawda. Chodzi o to, że 80 proc. mocy w energetyce jest zainstalowana w elektrowniach węglowych. Z węgla wytwarzane jest ok. 70 proc. energii. Ale były już w Polsce dni, gdy 50 proc. energii była wytwarzana z wiatru. W chwili gdy rozmawiamy, 17 proc. energii produkowane jest z odnawialnych źródeł.

Rząd niedawno ogłosił zmierzch energii produkowanej z wiatru na lądzie.

To wbrew ekonomii i logice. Elektrownie wiatrowe są dziś najtańszym źródłem pozyskiwania energii. Co więcej, mamy technologię i ludzi, którzy są w stanie ją rozwijać. Wywoływanie strachu przed wiatrakami na lądzie jest nieuzasadnione, bo badania potwierdzają, że poza hałasem i polem elektromagnetycznym wiatraki nie szkodzą naszemu zdrowiu. W Polsce jednak przez lata pielęgnowano mit, że wiatraki mogą wywoływać choroby. To niewiarygodne, że ludzie boją się technologii stosowanej w całym zachodnim świecie, a nie boją się komina sąsiada, z którego wychodzi trujący dym. Owszem, zdarzały się sytuacje, że wiatraki były montowane w sposób nieprzemyślany, za blisko domów, powodując dyskomfort i hałas. Ale to nie powód, by całkowicie je eliminować.

Jakie są inne źródła czystej energii, w które powinniśmy inwestować i je rozwijać?

Mamy możliwości, by rozwijać małe jednostki gazowe, wiatraki na morzu, energię ze Słońca. Tę ostatnią możliwość Polacy zauważyli – w cztery lata powstało 50 tys. przydomowych mikroinstalacji słonecznych. Możliwości więc są. Poparcie społeczne też. Teraz potrzebny jest racjonalny program sprawiedliwej transformacji – i odważne decyzje polityków.

źródło: https://www.tygodnikpowszechny.pl/albo-klimat-albo-wegiel-158292